Jajeczka marki EOS zna chyba każdy z nas. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z tym balsamem. Użyłam kilka razy wersję miętową, którą miała moja koleżanka i stwierdziłam, że to nie dla mnie bo nic praktycznie nie robi. Jak to się stało, że jednak i ja pokochałam tego malucha? Odleżało swoje w toaletce i jakoś nie spieszyło mi się aby je używać. Jednak jak już raz posmarowałam usta, tak przepadłam.
Wersja Lemon Drop ma piękne, żółte opakowanie, które jest zakręcane. Nie ma obaw, że otworzy nam się w kieszeni czy torebce. Plastik z którego jest wykonany EOS powleczony jest delikatną powłoczką, sprawiając, że jest on dużo przyjemniejszy w dotyku. Niby nic, a jednak zwróciłam na to uwagę. Idealnie mieści się w dłoni a jego używanie to czysta przyjemność.
Pięknie pachnie, niczym cytrynowy lizak chupa chups. Już po kilkunastu użyciach zauważyłam, że moje usta są lepiej nawilżonej nie ma ani jednej suchej, odstającej skórki. Wcześniej wydawało mi się, że ten balsam nie nawilża tak dobrze ust. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez tego kosmetyku. Podoba mi się w nim również słodki smak, niestety ciężko mi się powstrzymać przed zlizywaniem go z ust. Po jego użyciu nasze usta pokryte są tłustawym filmem, który chroni przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Moje usta wrażliwe są szczególnie na wiatr i mróz, z tym jajeczkiem nic złego im się nie stanie podczas takiej pogody. Balsam posiada filtr SPF 15 który zapewnia ochronę przed UVA / UVB. Sprawdzi się więc świetnie wiosną i latem jako ochrona przed słońcem.
Takie jajeczko ma skrywa w sobie 7 g kosmetyku i kosztuje około 25 zł. Zakręcane opakowanie jest malutkich rozmiarów i z łatwością ukryjemy je nawet w kieszeni kurtki. Mam ochotę kupić inne wersje zapachowe, ale dopiero wtedy jak to zużyję do końca. :D Choć teraz to ja bym chciała mieć każdą wersję jaka została wyprodukowana.
Cieszę się, że mogłam wypróbować ponownie ten kosmetyk, dzięki dłuższemu używaniu odkryłam w nim to czego wcześniej nie widziałam po kilku maźnięciach ust. Na początku je skreśliłam i teraz cofam każde złe słowo wypowiedziane w kierunku tego kosmetyku.
A ja nadal uważam, że nic nie robi :D
OdpowiedzUsuńJa używam go już drugi miesiąc i zmieniłam zdanie :)
UsuńTo był mój pierwszy Eos i bardzo dobrze go wspominam :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze pomadki od Eos :)
OdpowiedzUsuńja mam wersje kokosową i przepadłam jak kamień w wodę... :D Kocham mojego EOSa <3
OdpowiedzUsuńTej wersji nie miałam, ale nie omieszkam zakupić :D
A ja właśnie mam wersję miętową i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńNie miałam styczności z balsamami tej marki osobiście, ale moja siostra je uwielbia
OdpowiedzUsuńNo tak wszędzie te jajeczka tylko w Niemczech potwierdzono ze firma eos ma w swoich produktach substancje powodujące raka a największa afera była właśnie z balsamami do ust wiec chyba już takie naturalne nie są jak się wciska kit konsumentom nawet niemieckim
OdpowiedzUsuńmiałam eosa ale w innej wersji, bardzo fajny kosmetyk do ust, lubię też tisane i carmex, miałam balmi i zupełnie nie rozumiem jego fenomenu.
OdpowiedzUsuńMnie jakoś EOSy nie kuszą. Jeśli jednak bym się miała zdecydować to na wersję kokosową lub miętową :)
OdpowiedzUsuńOpakowanie wygląda uroczo :) Jednak jakoś nie lubię za bardzo tego opakowania ze względu na nakładanie kosmetyku - zdecydowanie bardziej wolę wykręcane pomadki ;)
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie kupić swoje pierwsze jajeczko! <3 Kuszą ogromnie..
OdpowiedzUsuńZapraszam www.loveanea.pl
Nigdy nie miałam jajeczka eos. Ta wersja wygląda na mega orzeźwiającą :) Ja preferuję raczej wazelinę do ust, która jest tania i świetnie mi się sprawdza ;)
OdpowiedzUsuń