Matko Bosko... Mamy połowę marca, a tu cisza, spokój, postów ni ma... I co z tego że zdjęć narobione od cholery, wszystko obrobione i gotowe do publikacji, jak nie ma za grosz weny do pisania... No ja nie wiem co mi się stało... Niby chce, niby nie potrafię zamknąć bloga a i tak kuźwa nic tu nie wrzucam... No i tak się właśnie zastanawiam, czy ktoś tu jeszcze czasem zagląda? Sprawdzimy :D
Dzisiaj pokażę wam dwie maseczki i peeling z serii Tropical Island od Marion.
W sumie to zastanawia mnie fakt, że nabyłam te maseczki i peeling dopiero wtedy, jak już ciężko je było w sklepach znaleźć. Była to edycja limitowana i niestety nie udało mi się już dorwać wszystkich wersji.
Widziałam je często na różnych profilach IG, gdzieś mi mignęły kilka razy na Facebook'u, ale w sklepach, drogeriach jakoś mój wzrok się z nimi nie spotkał. Aż dziw, bo ich opakowania są tak kolorowe i cudowne, że na pewno wylądowałyby w moim koszyku dużo wcześniej. No ale do rzeczy.
Kupiłam je za około 1 zł, taka tam promocja na nie była. :D
- Mango & Maracuya Jelly Mask - maseczka regenerująca
- Watermelon Jelly Mask- maseczka nawilżająca- Kiwi Exfoliation Scrub - oczyszczający peeling
Mango & Maracuya użyłam jako pierwszą. Przed nałożeniem maseczki zrobiłam peeling z tej serii. Miałam już nie jeden raz styczność z żelowymi maseczkami, ta jednak jest zupełnie innej konsystencji. Mocno galaretkowata o pomarańczowej barwie i miałam na początku nie mały problem z nakładaniem jej na twarz. :D Zaczęłam jednak rozcierać ją w palcach i dopiero później aplikować tam gdzie trzeba. Jej zapach był obłędny <3 Cudownie owocowy i tak bardzo naturalny, aż miałoby się ochotę ją zjeść. Zawiera w sobie ekstrakt z mango, który ma za zadanie poprawić koloryt naszej skóry. Po około 15-20 minutach od nałożenia zmyłam ją letnią wodą. Zmywanie nie należało do najłatwiejszych, maska zrobiła się śliska gdy zmoczyłam ją wodą i musiałam dość długo myć twarz. :D
Jednak z efektu byłam zadowolona, moja buźka była przyjemnie nawilżona, lekko napięta i było wyraźnie widać poprawiony koloryt skóry. Minusów kilka ma, ale gdybym spotkała ją jeszcze w sklepie to na pewno kupiłabym ponownie.
Opakowanie o pojemności 10 ml zużyłam na jedną aplikację.
Watermelon to maseczka nawilżająca, która ma identyczną konsystencję jak poprzednia maska. Wersja arbuzowa galaretkowej maseczki ma działać nawilżająco na naszą skórę za sprawą połączenia ekstraktów z arbuza i zielonej herbaty.
Maseczka ma różowo-czerwwony kolor. Zapach jest całkiem przyjemny, choć od razu czuć, że jest to aromat chemiczny, który z arbuzem wspólnego zbyt wiele nie ma. Podczas aplikacji czułam szczypanie i pieczenie więc zmyłam ją szybciej niż zaleca producent. Twarz nie wyglądała na nawilżoną, szczerze mówiąc to wyglądała nawet troszkę gorzej niż przed użyciem maski, podejrzewam więc, że jakiś jej składnik zwyczajnie mnie podrażnił.
Z tą wersją się nie polubiłam tak jak z Mango i Marakuja. Poczułam lekkie rozczarowanie, bardzo rzadko jakaś maseczka robi mi takiego psikusa.
Kiwi Exfoliation Scrub kupił mnie tym, że zawiera w sobie naturalne pestki z owoców kiwi. Opakowanie 10 g podzieliłam sobie na dwa użycia, Użyłam go przed maseczkami z tej serii. Pachnie pięknie i owocowo. Peeling jest żelowy, w soczyście zielonym kolorze, z widocznymi pestkami kiwi. Drobinki ścierające wraz z kwasami AHA bardzo fajnie oczyszczają skórę. Po nałożeniu na wilgotną skórę i kilkuminutowym masażu skóra staje się miękka, matowa i ładnie wygładzona.
Żałuję, że nie udało mi się kupić wszystkich maseczek z tej serii. Może uda się jeszcze złapać w jakiejś drogerii internetowej pozostałe dwie. Zawsze czuję niedosyt jeśli nie poznam wszystkich maseczek z danej edycji :D Jeśli się uda, to uzupełnię ten wpis i dam wam znać. Mam nadzieję, że wersja arbuzowa jako jedyna nie nadaje się do mojej skóry. ;)
Ostatnio mam też nie mały problem... Kupuję więcej maseczek niż jestem w stanie zużyć. :D Muszę przystopować zakupy, a ciągle pojawiające się w drogeriach nowości mi w tym nie pomagają. Nie tak dawno poszłam po jedną maseczkę, pech chciał że pojawiło się mnóstwo nowości i wyszłam z piętnastoma saszetkami. :D Muszę znów zacząć codzienne maseczkowanie.
A wy wolicie maseczki na jedno użycie czy większe opakowania?
Znam te maseczki, też planuję o nich coś napisać. Ja lubię różne opakowania i saszetki i większe pojemności :)
OdpowiedzUsuńWielokrotnie chciałam kupić te maseczki, ale jakoś się wzbraniałam, sama nie wiem, dlaczego 😁 Muszę jakąś dorwać, najbardziej kusi mnie wersja z mango😉
OdpowiedzUsuńwow, nie widziałam tych maseczek, opakowania mają obłędne, szkoda, że ta arbuzowa do końca się nie sprawdziła. ja niedawno kupiłam z innej firmy w wersji smoothie, ciekawe, jak u mnie zadziałają, bo do tej pory używałam tylko koreańskich w płacie bądź glinkę :D
OdpowiedzUsuńps: róże z ali ♥
niebo-pauli.blogspot.com
Kupiłam całą serię i nadal leży u mnie w zapasach! W tym miesiącu jednak bardzo ostro zużywam saszetkowe maski, jest więc nadzieją, że zrobię test także tej serii ;-) Generalnie wolę maseczki w tubkach, bo lubię je sobie sama dozować no i wygodniej się ich używa. jednak na spróbowanie saszetki są rzeczywiście OK choć boli mnie ta ilość śmieci po nich... ;/
OdpowiedzUsuńOstatnio właśnie robiłam sobie tę wersję Mango i Marakuja, faktycznie konsystencja zabawna, ale efekt nawet przyjemny :) Może jeszcze kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńW obecnej chwili zakochałam się w maseczkach w płacie. Ale mam też kilka kremowych i muszę je zużyć. I znam problem , o którym piszesz - też mam maseczek w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńSą na prawdę śliczne! Kiedyś kupię, bo nie miałam jeszcze takich galaretkowatych maseczek. Ale najpierw muszę zużyć swoje zapasy - przed świętami wpadłam w szał zakupów i mam teraz takie zapasy, że głowa mała. :D
OdpowiedzUsuńNa ogół kupowałam opakowania maseczek, które przed zużyciem zdążyły się przeterminować (nigdy nie pamiętam o domowym spa). Może takie jednorazowe byłyby lepszym rozwiązaniem w moim przypadku
OdpowiedzUsuńLubię takie małe opakowania
OdpowiedzUsuńTych jeszcze nie miałam okazji używać
Miałam te maseczki i szczerze mówiąc nie zauważyłam żadnej zmiany. Już lepiej sprawdza się u mnie ta jajkowa z Isany ;)
OdpowiedzUsuńCzyli można przenieść się już na wakacje :D
OdpowiedzUsuńInteresowałaby mnie watermelon, ale widzę, ze tak niekoniecznie warto
OdpowiedzUsuńNie znam tych masek, ale przyznam, że ta szata graficzna zaciekawiłaby mnie na tyle by sięgnąć po te kosmetyki.
OdpowiedzUsuń:O nie wiedziałam że była taka fajna seria maseczek, szkoda :(
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze żadnej maseczki tej marki. Ogólnie rzadko sięgam po kosmetyki Marion.
OdpowiedzUsuńJa mam tą z arbuzem, kupiłam już jakiś czas temu i cały czas o niej zapominam. Może dziś się za nią wezmę ;)
OdpowiedzUsuńwizualnie prezentują się super ;)
OdpowiedzUsuńMelduję, że zaglądam! Miałam je, ale nie pamiętam już jak mi się sprawdziły (widocznie bez rewelacji, skoro nie utkwiły mi w pamięci) :)
OdpowiedzUsuń